Average: 4 (2 votes)

 

   - W zasadzie to nie.

 

   - To schowaj śliczne swoje ciacho, Panie Nalewak - Mateusz nie poznawał siebie -Wrzuć mi ten kawałek whiskas'a i używaj szmaty.

   Spojrzał na rozlazły uśmiech barmana i aż zrobiło mu się go żal.

   - Pozbieraj szczenę, ślicznotko, podstaw szuflę i daj se luz.

   Pomimo rosnącego zdziwienia niechcianą przemianą, naprawdę zrobiło mu się przykro.

   Żal żalem, ale skąd znał barmana i dlaczego używał języka z czasów głupiej młodości, gdy, na przekór ojcu, zaciągnął się do najemników Legii Karakańskiej i przesiedział dwa lata na Księżycowym Moście w Las Owiec. Nie mówił tak co najmniej piętnaście lat. I te wieczne uczucie deja vu. Zerknął na naburmuszonego barmana, który udawał człowieka całkowicie pochłoniętego usuwaniem niewidocznych plam z kieliszka do szampana. Dałby głowę, że go zna.

   Ten dziwny stan przypominał mu trochę podroinowego kaca. Tak, owszem, wyraziście się zarysowywały zdarzenia z przed lat, ale deja vu nie pasowało do droiny w żaden sposób. To po pierwsze, a po drugie ? Nie przypominał sobie, aby ćpał cokolwiek przez ostatnie dwa, trzy lata. Dodatkowo, droina miała to do siebie, że nie pozwalała zapomnieć brania. Tak, nie ma mowy o pomyłce.

   Rozejrzał się po sali.

   Naprawdę było jeszcze za wcześnie na ten interes. Teraz dopiero zauważył starszego jegomościa w nieoświetlonym rogu sali, który bezmyślnie spoglądał w niedokończone piwo. Nawet on wydał mu się znajomy, już nie wiedział co o tym wszystkim sądzić. Ma odszukać zaginiony transport, a tymczasem nie może się skupić. Zaciągnął się głęboko, aż mało nie przytkało. Sięgnął po nalany trunek i pomyślał o Donie.

   Właśnie - Dona. Musi się dowiedzieć jaką rolę ona w tym wszystkim odgrywa. Zerknął na barmana nieodmiennie szorującego perfekcyjnie czysty kielich.

   - Kiedy coś tu się zaczyna dziać. - zrobił nieokreślony gest ręką w jego kierunku. Dym z papierosa zakręcił małe kółko, w którym dziadek z końca sali wydał się okiem cyklonu - Mateusz uśmiechnął się mimowolnie - drobny pijaczek ośrodkiem wszystkiego.

   - Tancerki rozpoczynają swój program o ósmej, proszę pana - barman machnął szmatą jak na natrętną muchę i zmienił kieliszek, na równie czysty jak poprzedni.

   Ha, obraził się czegoś, niech mu tam. Wrócił myślami jeszcze do dziadka. Siedział on w półcieniu, wydawało się, że drzemie. Jak by go tu nie było. Ciekawe... - jak bym chciał obserwować, przypomniał szkolenie służb negrofrańskich, sam bym się tak usadowił. Dziwne skojarzenia - otrząsnął się.

   - A jak bym mógł się spotkać z Doną - niby to niedokończoną rozmowę ciągnął Mateusz.

   - Ja tam nie wiem, cały czas za barem jestem - dziwnie raptem poszarzały barman wystraszony rozejrzał się po sali.

   Ani chybi coś ukrywa - pomyślał Mateusz i kątem oka, nie wiadomo dlaczego, zerknął jeszcze na dziadka. Wyciągnął stu dinarowy banknot i lekko wsunął pod róg popielniczki.

   - Ale, myślę, że jakby chciała się owa Dona spotkać ze starym przyjacielem, to raczej nie stanowiłoby to problemu.

   Wyraźnie przestraszony barman udając głuchego pazernie zerknął na papier. Mateusz jakby się zapomniawszy wyciągnął drugi banknot i zaczął się nim bawić, kątem oka obserwując podejrzane zachowanie barmana.

   - Normalnie, to nie widziałbym przeciwwskazań... - barman odzyskawszy słuch zaczął wycierać nieistniejące ślady na szynkwasie w pobliżu pieniędzy.

   - Normalnie... - położył palec wskazujący na rąbku setki i lekko przesunął ją w swoją stronę.

   - Normalnie to... - przesunął jeszcze kawałek w swoją stronę. - Normalnie to da się zrobić. - Pociągnął banknot do siebie.

   Mateusz szybkim ruchem przycisnął papier dłonią do blatu.

   - A co się da zrobić, Panie Nalewak? - spytał ostro przeciągając banknot do siebie.

   - Panie! - silnie poirytowany barman rzucił się krok do tył - idź pan sobie strugać wariata gdzie indziej - Rzucił szmatę pod szynkwas i mrucząc nieładnie pod nosem prawie wybiegł na zaplecze.

   A niech to - mruknął Mateusz i cicho gwizdnął . Tego się nie spodziewał. Pociągnął whisky i spoglądając na drzemiącego dziadka próbował wykoncypować co wytrąciło barmana z równowagi. Potraktował go, być może niezbyt delikatnie, ale jakoś nie mógł sobie takiej reakcji wyobrazić. Musiało być coś jeszcze i tego chciałby się dowiedzieć. Jak wróci to jeszcze z nim porozmawia. Tylko delikatniej - uśmiechnął się półgębkiem.

   Drzwi na zaplecze uchyliły się i ujrzał w nich barmana, a za nim dobrze zbudowanego łysielca. Pierwszy szepnął coś drugiemu i wskazał głową Mateusza. Ten ze zrozumieniem skinął, zerknął groźnie, po czym energicznie wyszedł przed szynkwas i zasiadł pięć stołków obok.

   Aha, to sobie pogadałem - Mateusz łyknął ze szklanki i zerknął na łysą głowę osadzoną na potężnym karku. Aha!