Average: 4 (2 votes)

 

   Uśmiech typu: "może teraz pogadamy?" na twarzy barmana i jakby na potwierdzenie znaczące chrząkniecie z okolic stołka okupowanego przez łysielca, przekonały o ich gotowości do milczenia, więc zamknął na wpół otwartą buzię i zerknął w kąt sali. I kolejne zaskoczenie - dziadek zniknął jak za dotknięciem różdżki.

 

   No nie, przecież niemożliwe. Przecież by zauważył ruch w pustej sali. Zwariowałem - przemknęło mu przez głowę - albo wyćpałem całą droinę i jeszcze mnie trzyma. Nawet nie próbował się uśmiechnąć na ten sześćdziesięciotonowy dowcip. Rozejrzał się po sali jeszcze raz. Dziadek wyparował!

   Robi się coraz ciekawiej. Są dwa wyjścia - myślał. Moja głowa mogła nie wytrzymać niedawnego pałowania i coś się poprzestawiało. Za to opcją przemawiał fakt, że jeszcze żyje.

No, bo przecież jakby oszukał Agawę to już po nim. A jak by ktoś mu ukradł transport, to przecież nie zostawił by go przy życiu. Za duża stawka.

   Drugim wyjściem może być zostawienie go przy życiu po kradzieży, żeby Don myślał, że nie wywiązuje się z kontraktu. W tym przypadku też będzie trupem, a trop zmylony. To się nawet kupy trzyma - jeszcze żyje, bo termin upływa za siedem dni. To jest prawdziwa data jego egzekucji.

   Kątem oka dostrzegł, jakby zawirowanie powietrza, prawie niedostrzegalną zmianę w kącie sali. Mimowolnie spojrzał w tym kierunku...

   Dziadek drzemał nad niedokończonym piwem jak gdyby nic.

   Oooo, tak potrafi niewiele znanych mu osób, ale jedną na pewno znał. Duch - niemal zabłysło w umyśle - więc Agawa nie spuszcza mnie z oka. Ciekawe jak długo jest przez niego śledzony? Jeśli od przylotu, to Don wie co się stało - uwadze wojownika Negrofranii nic nie umyka. A jeśli wie, to... No, właśnie , co właściwie? Towaru, tak czy siak nie ma, a zobowiązania jak najbardziej. Jakoś nie mógł dostrzec taryfy ulgowej. Tyle, że wiem, że on wie... Można ewentualnie liczyć, że Agawa podjął jakieś kroki wyjaśniające. Tak po starej znajomości chociażby. Ale handel droiną na tę skalę to wielkie pieniądze, a ludzie w tym biznesie raczej nie przejawiają skłonności do sentymentów.

   Teraz musi zobaczyć się z Doną, ona może wnieść coś nowego do sprawy. Wydawało się to logiczne, szczególnie po podejrzanym zachowaniu się barman. Coś go łączyło z tancerką, ale czegoś się obawiał i to na tyle, że nie skusiły go wcale niemałe pieniądze. Zerknął na żującego wykałaczkę ochroniarza. Lepiej nie ryzykować rozmowy, może później, po zamknięciu baru.

   Nie mając chwilowo zajęcia kazał dolać whisky i zgarnąwszy gazetę ze sterty na końcu baru zasiadł przy stoliku w kącie. Z jednej strony drzwi wejściowe, z drugiej "dziadek". Naprzeciw bar, a lekko na prawo wejście do kuchni i jeszcze dalej, trochę w ukryciu drzwi do toalet.

   Wszystko jak na dłoni - pomyślał Mateusz - dosłownie, razem ze mną. Cicho zaklął pod nosem. Wolałby miejsce "dziadka", ale wydawało się, że jest ono wykupione do śmierci. Mojej śmierci - poprawił i uśmiechnął się krzywo. Cóż, jak być na celowniku, to być!

   Zerknął do gazety. Lokalna wojenka kandydatów na gangsterów i przesiąknięte słodkimi obietnicami wybory gubernatora. Wybiera się władza, zarówno ta na świeczniku, jak i ta zza granicy cienia. Ciekawe swoją drogą, że zawsze w parze. Wydawałoby się, że przestępcy pasożytują na społeczeństwie i korumpują władzę, a tymczasem są tylko drugą stroną medalu żyjącą w symbiozie z aktualną elitą. Gdy żywiciel umiera, kończy się też okres ich świetności.

   Dalej, po tak zwanym życiu społeczności lokalnej, gazetowa codzienność - katastrofy, morderstwa, gwałty. Zupełnie nic nie mówiące fakty przeszłe. Zdarzenia, poprzez swoją bezosobowość, zupełnie nijakie. Później sterta ogłoszeń i wydająca się nieco żywsza strona sportowa, ale i tu nic interesującego.

   Znudzony złożył dziennik, siorbnął trunku i rzucił okiem po sali. Nic się nie zmieniło i zaczął się zastanawiać co z sobą począć. Ma jeszcze blisko trzy godziny do występu tancerek. No, przynajmniej dwie zanim pojawią się w ogóle w lokalu. Zerknął ponownie na gazetę. Z jakiegoś powodu budziła jego zainteresowanie. Jakiś irracjonalny niepokój. Wzdrygnął się. Przełożył pismo na drugi koniec stolika, dopił whisky i szurając krzesłem wstał. Lekko się skrzywiwszy z bólu pulsującego w pachwinie udał się do toalety.

   Załatwiwszy potrzebę mył powoli ręce przyglądając się sobie w lustrze. Nie wyglądał najlepiej. Podkrążone oczy i ołowiana cera nie wróżyły najlepiej jego kondycji. W końcu czego się spodziewać? Parę dni, a przygód za rok, przynajmniej.  Dokładnie wytarł dłonie w papierowy ręcznik i lekko uchylając drzwi zajrzał na salę główną. Sam nie wiedział co chciał ujrzeć, ale to przerosło jego oczekiwania.

   Przed barem, oprócz trzymającego się za tył głowy ochroniarza, stało jeszcze dwóch mężczyzn. Obydwaj w długich czarnych płaszczach i kapeluszach. Jeden z nich ostrzegawczo uniósł prawą rękę i wskazującym palcem lewej nakazał ciszę blademu barmanowi. Drugi szturchnął lufą pistoletu ochroniarza i syknął :

   - Srosumiałeś? - Na co ten, ciągle trzymając się za potylicę, skinął głową. Jakby w nagrodę dostał jeszcze jednego kuksańca w bok.

   Pierwszy płaszcz skinął na drugiego i uważnie rozglądając się po sali wyszli z lokalu.

   Mateusz odczekał jeszcze minutę i energicznie, jak gdyby nic wyszedł przed bar. Zerknął na wystraszonego barmana i skulonego ochroniarza i nie zatrzymując się przeszedł do swojego stolika. Biorąc szklaneczkę rzucił okiem na "dziadka". Tak jak się tego spodziewał, drzemał on dalej nad swoim nieskończonym piwem. Mając już przegląd całej sali Mateusz odwrócił się, podszedł do baru i skinął na bladego barmana.

   - To samo - mruknął stawiając szklankę.

   Siadając z powrotem do stolika zerknął mimowolnie na gazetę. Coś go do niej ciągnęło. Położył rękę na papierze i powoli bębniąc weń palcami zastanowiał się przez chwilę nad dziwnym akcentem jegomościa w płaszczu. Znał ten lekko syczący, lekko sepleniący nosowy dialekt. Używały go gangi z zachodnich dzielnic Nowoborgu. To właśnie z ich magazynów pochodził ostatni transport droiny, ale wydawało się niemożliwym, aby w jakiś sposób skojarzyli kradzież z przed dwóch lat, jego, Don Agawę i ten transport. W każdym razie robi się niebezpiecznie ciasno i znajomo.

   Papier pod palcami zaszeleścił głośniej. Co z tą gazetą, do cholery?! Niecierpliwym gestem zagarnął ją do siebie, rozprostował i strona po stronie przekartkował biegając oczami po tytułach. Skończył, posiedział chwilę nieruchomo i jeszcze raz, tym razem od tyłu, przejrzał cały dziennik. Złożył na cztery, przygłaskał i znowu zaczął bębnić palcami. Zaczynam mieć jakieś lęki - pomyślał. Jeszcze trochę i na widok gazety będę dostawał gęsiej skórki. Nagle zesztywniał. Powoli rozłożył pismo kolejny raz. Przełożył na czwartą stronę, przeleciał wzrokiem lewą szpaltę i zatrzymał się na kronice kryminalnej.

   No tak, jeśli w ilościach hurtowych znika droina, można w najmniej oczekiwanym miejscu oczekiwać trupa...