Average: 4 (2 votes)

 

   Mateusz usłyszał szybkie, zdecydowane kroki i pojawił się przed nim Don Agawa w całej okazałości. Z szerokim, przyjaźnie zatroskanym uśmiechem na twarzy.

 

   - Dlaczego go tak skułeś, Robercie? - w głosie było tyle zatroskania, że można było się nabrać na tę szczerość.

   - To dla bezpieczeństwa, tylko w ten sposób byłem pewny, że nie zrobi nic głupiego.

   - To on nic jeszcze nie wie? - wyraźnie zmartwiony Don zbliżył się i prawą dłonią poklepał Mateusza po policzku. - Chwila cierpliwości Mat - szybkim ruchem pociągnął za taśmę zrywając ją z ust. Popatrzał na skrzywioną w grymasie bólu twarz. - Teraz cię uwolnimy, Mat, ale spokojnie, nic ci nie grozi. Po prostu - spokojnie. Pomyśl, przecież bym cię nie uwalniał jakbym miał złe zamiary. Ok?

   Mateusz spoglądał to na Agawę, to na porucznika. W zasadzie całkiem logiczne, po co miałby uwalniać, jakby chciał zabić.

   - Ok. - mruknął, jednocześnie myśląc dlaczego Don mówił do Oswalda po imieniu. Ten jak na zawołanie wstał i rozkuł najpierw nogi, później ręce, a kajdanki starannie złożył i schował do kieszeni.

   - Nie poznajesz mnie, co? Mat?- szerokim uśmiechem dawał do zrozumienia, że jednak Mateusz powinien go znać - Zapomniałeś już o małym Robim, co zawsze i wszędzie chciał z tobą chodzić i nie mogłeś się go pozbyć.

   No tak, teraz dopiero skojarzył podobieństwo ruchów. Mały Robi, co się przyczepił jak rzep do ich paczki i nie mogli się go pozbyć, a był na tyle sprytny i silny, że w końcu został z nimi. Kontakt urwał się jednak dosyć szybko. Wyjechał z rodzicami do innego miasta i w zasadzie widzieli się może ze trzy razy od tamtego czasu, a i to ze dwadzieścia lat temu.

   - Teraz siadaj, mamy ci wiele do wyjaśnienia. Whisky? - Agawa podszedł do barku na kółkach.

   - Poproszę - bąknął skołowany Mat.

   - A dla mnie Burbon - wyraźnie rozbawiony Robert przysiadł w fotelu.

   - I z czego tak się cieszysz? - warknął Mateusz masując nadgarstki.

   - A z tego, że cię widzimi całego.

Don podał szklaneczki

  - Przez chwilę naprawdę bałem się, że się nie uda. Dlatego trafiłeś do więzienia, żeby nie przeszkadzać, znaczy się.

   - Ale wiesz, że droiny to nie będę mógł ci dostarczyć.

   - No pewnie, sam ci ją podebrałem.

   - Ty?- Mat z niedowierzania aż otworzył usta - przecież i tak była dla ciebie. Jeśli chciałeś za darmo, było tylko powiedzieć.

   - Aha, co do zapłaty, to jutro wszystko uregulujemy. A droinę skroiłem przed terminem, bo zbyt dużo było chętnych na nią. Ale od początku - Don pociągnął łyk trunku i kontynuował - Najpierw Robi. Wyobraź sobie on naprawdę jest gliną, ale myślę, że mu wybaczysz. Więc, to on przypadkiem dowiedział się od pijanego kumpla z roboty, że namierzają dawno temu skradziony transport droiny, co to ma być przez kogoś dostarczony do mnie.

   - Tak czułem, że trzeba z tym skończyć, bo w końcu ktoś mnie namierzy - mruknął Mateusz.

   - O to właśnie chodzi, że to nie policja ciebie wykryła - wtrącił Robert - Ruszyłem parę znajomości i dowiedziałem się, że informacja pochodzi ze źródeł bardzo bliskich Agawie. Skontaktowałem się z Donem i razem, nie włączając nikogo więcej, doszliśmy do wniosku, że jedynym kto mógł skojarzyć fakty był Duch - przerwał i łyknął ze szklaneczki.

   - Idąc tym tropem i używając moich i Robiego znajomości udało nam się ustalić, że Duch dogadał się z nowoborgczykami, którym ze dwa lata temu zginął sześćdziesięciotonowy transport. Biorąc pod uwagę tonaż tej zguby i wagę mojej dostawy, przyznasz, że fakty same się kojarzą.

   - Tak, ale przecież negrofrańczycy nie zdradzają!- Mateusz nie znał takiego przypadku.

   - No, właśnie. Długo nie mogłem znaleźć przyczyny, ale jednak była. Okazało się, że ten skurczybyk nie był czystej krwi. Przebadałem jego DNA. Wyszło, że któryś jego przodek zabarłożył z jakąś mutantką. Jakby na dokładkę dowiedział się, że twój ojciec, Mat, załatwił jego ciotkę, czy kogoś takiego. W ten sposób znaleźliśmy motyw. Nie do uwierzenia taka zbieżność, a jednak.

   - Tak więc nowoborgczycy w zamian za droinę, dawali pomoc przy złapaniu ciebie, a Duch w zamian za pomoc co do ciebie, umożliwiał odzyskanie zguby. Twój staruszek mawiał: "Ręka rękę myje".

   Mateusz popijając whisky spoglądał na rozradowane twarze starych kumpli.

   - No dobra, ale jak wszystko było wiadomo, to po co mnie było tak męczyć.

   - Głównie chodziło o to aby ich zebrać w kupie w ukrytym miejscu i to takim gdzie można ich było na sto procent unieszkodliwić. W tej chwili tylko my trzej wiemy co się stało. Poza tym nie na wszystkie działania Ducha, czy nowoborgczyków mieliśmy bezpośredni wpływ. Obawiam się, że jak dowiesz się wszystkiego, to dopiero zaczniesz pomstować - teatralnie cwanie uśmiechnął się Robi.

   - To znaczy? - znał ich na tyle, że zaczął się obawiać.

   - A co pamiętasz, hę? Co masz na myśli mówiąc: "męczyć"? - Agawa wstał i wziąwszy butelkę z barku dolał wszystkim, a flaszkę zostawił na podłodze w pobliżu.

   - No, wiesz, to, że posiedziałem w więzieniu, to mogę przyjąć za mały urlop, ale reszta, sam rozumiesz...

   Kumple jednocześnie roześmieli się serdecznie.

   - No co? Mówcie w końcu!

   - Nawet nie wiesz jak się cieszymy, że jesteś z nami - poważnym tonem rzekł Robert.

   - No, gadać, psubraty! - Mateusz już był pewien, że to co on pamiętał było tylko małą częścią tej historii.

   Agawa i Robert spojrzeli po sobie.

   - Dobra. No, to posłuchaj...

KONIEC

TJK, Longmeadow 13 stycznia 2006