Average: 4 (2 votes)

 

   Mimo tych zaskakujących myśli zauważył kątem oka szary pojazd, który towarzyszył mu od wyjazdu z portu. Zatrzymał się po przeciwnej stronie ulicy i wysiadał z niego mężczyzna w szarym garniturze. Nosił ciemne okulary i udawał, że się nie wyróżnia. Ani chybił - federalny. No, to ekstra! Jeszcze mu glin brakowało na karku. Jak będą się za nim ciągać to jego szanse spadają do zera.

 

   A niech to szlag!

   Odwrócił się wściekły i z rozmachem pchnął drzwi restauracji. System ściągaczy i siłowników automatycznie otwierających drzwi nie pozwolił im z hukiem walnąć w ścianę. Nie zabrzęczały szyby, nie spojrzał wściekłym okiem portier. To jeszcze bardziej rozsierdziło Mateusza.

   Co za czasy, nawet nie można drzwiami walnąć! To się w głowie nie mieści.

   Było na tyle wcześnie, że nawet portiera nie było przy wejściu, więc tylko rozejrzał się wściekłym wzrokiem po kątach jakby był wiecznie niezadowolonym kontrolerem sprzątaczy i ruszył do baru.

   Musi się uspokoić, bo z takim podejściem nic nie zdziała. W takim stanie nie da się rozsądnie rozumować. Wziął parę głębokich oddechów i wdrapał się na stołek.

   Za szynkwasem leniwie krzątał się tęgawy, średniego wzrostu barman. Machając chaotycznie ścierką udawał, że coś tam przeciera, ale jego bezmyślny wzrok mówił, że jest myślami gdzie indziej. Gdyby nie ubiór wyglądałby raczej na pomocnika z farmy, niż na wykwalifikowanego pracownika restauracji, którym niewątpliwie musiał być żeby się utrzymać w tej branży.

   Mateusz rozejrzał się po sali. Naprawdę jeszcze było za wcześnie na ten interes. Na połowie stolików były pozakładane krzesła, nie widać żadnego kelnera, światła przygaszone. Nie licząc drzemiącego nad szklaneczką, przy stoliku w kącie, starszego jegomościa, było pusto. Spojrzał ponownie na barmana, który nadal bezsensownie machał ścierką w powietrzu. Ciekawe jak długo tak można? Ten jakby w odpowiedzi zakończył machanie, złapał szklaneczkę, wprawnymi ruchami przetarł szkło i z profesjonalnym uśmiechem postawił przed jego zdziwioną twarzą.

   - Whisky? - raczej stwierdził niż spytał.

   - Poproszę - bąknął zaskoczony Mateusz - I popielniczkę.

   - Służę uprzejmie.

   Zadziwiające jak w mgnieniu oka z cokolwiek przygłupiego parobka można zmienić się we wzbudzającego zaufanie barmana. Teraz jego ruchy nie były bezsensowne. Nie wiadomo skąd pod szklaneczką pojawiła się korkowa podkładka. Obok, z lekkim, wyliczonym poślizgiem podjechała ciężka popielniczka, a w jego ręku pojawiła się butelka. Podrzucona, na chwilę zawisła w powietrzu jakby czekała na ostateczną decyzję, po czym, obróciwszy się szyjką ku dołowi, zaczęła pikować w dół. Gdy już mrużył oczy oczekując pryskających odłamków szkła, pewnie zatrzymała się w ręku mistrza i przelała trochę ciemno bursztynowej zawartości do wnętrza szklanki. Wtedy pojawiła się druga ręka, wykonała bliżej nieokreślony, kolisty ruch i butelka stanęła, z lekkim przytupem, jak wyszkolony żołnierz, na blacie baru.

   - Mam nadzieję, że pana nie wystraszyłem? - z uśmiechem wyrażającym szczere zainteresowanie zapytał barman.

   - Nie, nie, skądże. To było niesamowite. Zaskakujące.

   - Dziękuję - zakręcił się i na chwilę zniknął na zapleczu.

   Mateusz wyciągnął papierosy, wyłuskał jednego z paczki i już barman był przy nim z zapalniczką.

   - Dzięki.

   - Nie ma sprawy, przynajmniej mam jakieś zajęcie. O tej porze można umrzeć z nudów. Wieczorem to co innego, trzeba zasuwać jak maszynka. Aha, wieczorem to jest! Musi pan koniecznie zostać do wieczora. Kleo jest niesamowita.

   - A właśnie, kiedy przychodzą tancerki? - Mateusz próbował już teraz coś niecoś się dowiedzieć.

   - Za jakieś trzy godziny. O, dzisiaj wcześnie ruch się zaczyna - barman spojrzał nad jego ramieniem.

   W kierunku baru zbliżał się szary jegomość w ciemnych okularach. No, jeszcze jego tu brakowało. Ciekawe czy od razu się za mnie weźmie, czy najpierw mnie pozmiękcza swoim widokiem?- pomyślał. Jednak sztywny, szary garnitur przesunął się obok jakby go nie zauważając i usiadł przy barze cztery stołki dalej. Więc jednak pozmiękcza. Dobra. Niech będzie.

   Facet w ciemnych okularach wyciągnął portfel i machnął nim w bliżej nieokreślonym kierunku.

   - Porucznik Oswald, Federalne Biuro Śledcze - rzucił przed siebie.