Average: 5 (2 votes)

  

chipmunk
CHIPMUNK

   Obserwując przesuwające się chmury miał wrażenie, że to niebo przesuwa się nad nimi. Spróbował zapanować nad oczami, ale wysiłek spowodował pieczenie pod powiekami. Energicznie rozmasował zmęczone oczy i jeszcze raz spojrzał w górę. Uderzone jasnością oczy zmusiły go do przymrużenia powiek. Zrezygnował z hipnotyzującego widoku chmur przepływających po doskonale błękitnym niebie. Skierował wzrok na zielony dywan drzew snujący się spod góry, na której się zatrzymał, aż po lekko zamglony horyzont. Skojarzenie było tak nieodparte, że przez chwilę miał chęć wejścia na ten dywan. Powiew zimnego wiatru wyrwał go z zamyślenia. Wzdrygnął się i zapiął kurtkę stawiając jej kołnierz.
   Wspaniały widok - westchnął przypalając papierosa. Ignorując dzwoniący telefon niespiesznie palił zaciągając się głęboko.
   Dawno temu, gdy był małym chłopcem, za domem babci kładł się na łące lub na małym pomoście na brzegu jeziora i godzinami wpatrywał się w niebo. A gdy oczy się zmęczyły, spoglądał na zieleń starego lasu rosnącego dookoła. Gdy nurtowały go, jakże wielkie, dziecinne problemy chodził do psa i rozmawiał z nim. Pewnie dlatego, że gdy jeszcze używał do poruszania się więcej czterech kończyn, niż dwóch, bardzo przyjaźnił się z pewną suką i z jej szczeniętami. Szczęśliwe czasy - niewymagające kalkulacji. Pies na równi z człowiekiem. Człowiek na równi z psem. Na tym etapie życia opiekuńczość rodzonej i psiej matki stały na tym samym, chronionym instynktem macierzyńskim, poziomie. Chociaż nie do końca tak, przecież nieprzymuszony chodził na posiłki do swojej, ludzkiej rodziny. Przynależność gatunkowa, w swym podstawowym charakterze dała już wtedy znać. W końcu to człowiek karmi psa, a nie odwrotnie i choć oddzielnie dają sobie radę od długiego czasu żyją w pewnego rodzaju symbiozie. Z dwojga, to człowiek jednak wyszedł z tej spółki obronną ręką i wydaje się, że pies, jako taki, odrzucony przez człowieka byłby gatunkiem wymierającym. Dzikie koty są tolerowane, ale dziki pies jest uważany za zbyt groźne stworzenie.
   Co się stało z tak uwielbianym psem? Pomimo pamiętanych wcześniejszych zdarzeń, to jedno umknęło bezpowrotnie.
   Przydałaby mi się - pomyślał - nie miałaby nic przeciwko żadnemu ze zdarzeń. Mógłbym się nagadać, naszczekać, cokolwiek, i tak by przyjęła to z jednaką godnością. Zadziwiające, jak człowiek może myśleć, iż zwierzę, pomimo braku komunikacji, jako takiej, lepiej przyjmie zdarzenia, niż inny człowiek. Może to właśnie ograniczona komunikacja pomiędzy nimi stanowi o tym. I może człowiek, z racji swojej pozycji w łańcuchu pokarmowym, sądzi jakże prostolinijnie, że jest lepszy od innych zwierząt.
   Zgasił papierosa zadeptując go w żwirze. Rozejrzał się dookoła i dostrzegł przyglądającą się mu wiewiórkę ziemną, siedzącą na pobliskim kamieniu.
   - Hej, chipmunk, a co ty na to? -rzekł bardziej do siebie, niż do zwierzęcia zajętego oceną sytuacji i wskazał ręką na widok dookoła.
   Zwierzak przytarł przednie łapki, przygłaskał swoje uszka i jakby coś rozumiejąc, stając na tylnych kończynach szybko rozejrzał się dookoła. Najprawdopodobniej stwierdził, że nic się nie dzieje, a widok nie jest szczególny i powrócił do obserwacji człowieka. Po kilkunastu sekundach zwierzę, jakby zniecierpliwione, wyprostowawszy się wydało z siebie krótki, głośny świst.
   - Aha, to ja mam ci coś dać? Pewnie, nie ja jeden się tu zatrzymuję. Ok. Poszukajmy - sięgnął do kieszeni kurtki - aha, mam tu coś dla ciebie. Tylko widzisz, aby pojeść, musisz podejść do mnie - powoli wyciągnął rękę z wynalezionym fistaszkiem w kierunku zwierzęcia.
   Wiewiórka zakręciła się, stanęła na tylnych łapkach i rozejrzała się szybko. Świsnęła i opadła z powrotem. Zaczęła się bacznie przyglądać człowiekowi. Jeszcze raz świsnęła krótko, donośnie i jakby groźniej.
   -Spoko, nie robię ciebie w konia - uśmiechnął się - no, chodź. Przekąsimy co nie co, pogadamy i każdy w swoją stronę.
   Chipmunk znowu zakręcił się niespokojnie, rozejrzał się dookoła i świsnął. Zakręcił się jeszcze raz i zeskoczył na ziemię. Podniósł chudy, nastroszony z rzadka sierścią ogon i przebiegł szybkimi, nerwowymi ruchami na lewo od niego. Stanął na tylnych łapkach, rozejrzał się i świsnął. Chwilkę nasłuchiwał, przysiadł na ziemię i podnosząc ogon, jak antenę w samochodziku na radio, przebiegł na prawo. Znowu wyprostował się i świsnął. Tym razem długo, przeciągle, jakby ze zniecierpliwieniem dawał znać, że tym razem oczekuje odpowiedzi. Po kilku sekundach przysiadł jakby zawiedziony i lekko przygarbiony zamarł w bezruchu.
   - Hej, mnie możesz zaufać. - Powiedział powoli, spokojnym, dość niskim głosem - Głodny nie jestem, więc spoko. W końcu spójrz na siebie. Jak myślisz ile taki, coś koło stu razy większy gość, mógłby mieć z ciebie pożytku? Musiałbym takich wiewiórek zjeść przynajmniej tyle ile ty fistaszków.
   Chipmunk jakby coś rozumiejąc troszkę obrócił się w jego kierunku i zamarł znowu bez ruchu udając, że go tu nie ma.
   - No, dobra. Jak chcesz.
   Przeszedł powoli do dużego, płaskiego kamienia i przysiadł na nim. Wysunął troszkę lewą nogę i położył orzeszka na bucie.
   - Myślę, że nie wytrzymasz. - Mruknął i dodał głośniej - Ok, umówmy się tak: ja tu jeszcze troszkę posiedzę, a ty jak się zdecydujesz, to orzech jest twój. Zgoda?
   Przypalił kolejnego papierosa i kątem oka obserwując wiewiórkę zamyślił się nad swoją sytuacją...