Od jakiegoś czasu, przy okazji świąt kościelnych, katolickich dokładniej rzecz biorąc, zastanawiam się nad przypadłością ludzi z tej religii. Chociaż, powiem szczerze, iż się spotkałem z tym tylko wśród Polaków. Chodzi mi o to z jaką łatwością moi rodacy, nawet nieznanym osobom, lub ledwie zaznajomionym, życzą takich to a takich wesołych świąt, itd. Z góry zakładają, że każdy napotkany człowiek, o ile nie nosi turbanu lub jest czarny (oops, chciałem rzec afroamerykanin), jest ich wiary. Wszystko fajnie, nie żebym się czepiał, bo to i miło, i w ogóle wydaje się kulturalnie. Właśnie, wydaje się. Po tym jak widziałem osoby, powiedzmy lekko zażenowane takimi życzeniami, zastanawia mnie brak choćby odrobiny zastanowienia. Takie Boże Narodzenia, czy Wielkanoc po 'polsku' obchodzi niewielu na świecie. Oczywiście niewielu w porównaniu do liczby całej ludzkości. Więc skąd pomysł aby każdego traktować wedle swojej religii.
Po napisaniu tych paru zdań przyszło mi do głowy, że to może dlatego, przez tą swoją mentalność bogoojczyźnianą, naród polski jako taki, tak łatwo daje się wpuszczać w maliny przez ludzi typu ojca dyrektora z toruńskiego radio. Tu mi przypomniała się sprawa dni wolnych od nauki w szkołach publicznych w czasie rekolekcji(rozporządzenie MEN). Obowiązkiem młodego człowieka jest nauka, a państwo ma mu to zapewnić. Tymczasem wyrywa się trzy dni, aby móc dać trzy godziny mszy, a przecież nie każdy uczeń jest katolikiem. Załóżmy, jeśli nawet 100% byłoby, to czy te trzy godziny nie mogły by być po południu? W końcu, tak mi się coś wydawało, że szkoły w Polsce są świeckie, ale po nabożnym i kto nie z nami, ten przeciwko nam, wieszaniu krzyży w szkołach, stwierdzam, iż mi się tylko pewnikiem wydawało. No i oczywiście, jak już jestem w temacie szkolnictwa, to muszę spytać: dlaczego w szkole świeckiej(chyba, że mi się wydaje), ocena z religii ma być wliczana do średniej. Tak, proszę Państwa, o takim pomyśle ministra edukacji słyszałem! Co na to prawosławni, muzułmanie i wszyscy, których religia nie jest nauczana w szkole? Co w tym temacie mówi konkordat? Czyżby coś mi się znowu zdawało, że słyszałem o rozdzieleniu kościoła i państwa?
Dołożywszy do tego dotowanie przez państwo Polskie Świątyni Opatrzności Bożej i ciągłe mieszanie polityki z religią, jak choćby bezprzykładna ingerencja władz świeckich w sprawy Kościoła Katolickiego przy okazji niedoszłego ingresu arcybiskupa Wielgusa, można zacząć się zastanawiać czy to początek państwa religijnego. Nie chciałbym powiedzieć za dużo, ale bardzo mi się nie podoba mieszanie polityki z religią. Nawet, a może przede wszystkim, w kraju o tak wielkim odsetku katolików.
Bardzo łatwo jest zrobić wyprawę krzyżową, lub chociażby marsz w intencji. Szczególnie, że nawet nie trzeba się wybierać w pogańskie strony. Tylko po co? Czyż nie lepiej, będąc katolikiem, choćby niepraktykującym, po prostu stosować się do przykazań dekalogu, nie czynić innemu co Tobie nie miłe, a w dniach świąt swojej religii poddać się świątecznemu nastrojowi i refleksji, po której może będzie łatwiej zrozumieć ludzi mających inne poglądy na otaczające nas świat i problemy.
Zagalopowałem się troszkę? Czego w takim razie życzyć? Życzyłbym sobie mniej zamieszania.
- 26 odsłon