Przez tjk |
Average: 5 (4 votes)

Świat wydaje się teraz tak szybki, a wszystko tak łatwo dostępne i łatwe do policzenia - co za, a co przeciw, iż wystarczy czasem napisać:

     "...miłość szła przez park..."

   dodać do tego jakiś a-mol, d-mol, przepleść go, gdzieniegdzie G-durem, policzyć co komu za co i już.

   I coraz częściej mam wrażenie, iż dotyczy to nie tylko piosenki.

   Wystarczy założyć bloga, a już jestem. Zrób sobie stronkę za friko i już. Ludziska czytają, licznik bije. Prawie niebko.

   Załóżmy partię, pierdzielmy kacapoły, wykorzystajmy koniunkturę, lud głupi to kupi i po sprawie. A jak się połapie to się znajdzie winnych, zrobi się reklamówkę, sondaż jak licznik na stronce...

   Tak policzyć, zdaje się można wszystko. Wystarczy łyknąć troszkę ekonomii, zarządzania, marketingu i wpaść na trzy zajęcia ze statystyki, a już wydaje się, że przeskoczyliśmy innych o jakieś sto lat. Nie zauważamy, że te sto lat, przynajmniej!, ci przez nas przeskoczeni poświęcili na rzetelne dopracowanie, właśnie marginelizowanych nauk. Nie zauważamy - nie liczymy.

   A wieczorkiem, na luziku włączamy mecz i... liczymy: ilość meczy danej kadry, ilość przegranych, wygranych, remisów, ilość posiadania piłki, ilość kartek kolorowych, ilość "cornerów", "fauli", "outsidów", i liczymy na któregoś "gol keepera". Szczególnie ważnym wydaje się kto kogo kupił i za ile. Radość z gry jest niepoliczalna, więc niezauważalna.

   Życie się marketinguje. Liczymy wszystko, słownie: wszystko, i myślimy - to jest myślenie godne myślenia nowożytnego człowieka, szczególnie żeśmy z dużej litery Europejczyki (sic!).

   Idąc tym tropem mówię: " cogito" i jużem: "sum"?

   Tylko co ma powiedzieć indyk? On też kogitował o niedzieli, a w sobotę o północy mijał na luzie kiszkę cienką, licząc na minięcie stolcowej przed poranną kawą...