Przez tjk |
Average: 5 (2 votes)

Ledwie parę dni minęło. Tak jakbyś wczoraj przyjechał. A już dopada Cię... Z początku niby nic, jakieś lekkie zamyślenie. Takie z nikąd i o niczym. Przy porannej kawie lekkie skojarzenie. Niby taki sam jak zawsze ale dziwnie znajomy zapach dymu papierosowego zmieszanego ze smakiem lekko osłodzonej kawy. Niby nic. Dziwne wibracje w okolicy przepony. Dziwne. Ale zauważasz, że właśnie w tym momencie patrzysz mimochodem na zdjęcie drogiej Ci osoby. Niby nic lecz już wiesz. Uśpiona do tej pory towarzyszka Twoich dni obudziła się i przeciąga nieśmiało przy Twojej porannej kawie. Rozgląda się. Powoli przypomina sobie miejsca, zapachy, odgłosy. Niespiesznie przechadza się, zagląda do szuflad, przeciera kurz na biurku i przygląda się zapomnianym zdaniom na wyblakłych kartkach.

 

   Na razie. Któregoś dnia zza rogu, zza drzwi do piekarnika, zza drzewa na spacerze lub z błyskiem nocnej lampki znienacka spojrzy Ci w oczy. Zechce z Tobą porozmawiać w środku nocy i obudzi aby pochwalić się paroma rymami. Nad ranem złamie Ci ołówek i zgniecie pokreśloną kartkę. Zaszczypie w oczy i odejdzie obrażona, że nie chcesz jej. Po paru godzinach wróci jak gdyby nigdy nic i usiądzie cichutko obok. Podsunie nową, czysta kartkę i zaostrzy nowy ołówek. I choć zdajesz sprawę z bezsensu jej istnienia, to będzie z Tobą aż do następnego uśpienia, do kolejnego powrotu do domu.

   A tam po ledwie paru dniach, tak jakbyś wczoraj przyjechał, złapiesz się na jakimś lekkim zamyśleniu. Takim o niczym i z nikąd. I dobrze wiesz co będzie dalej. Tylko przy porannej kawie, przez papierosowy dym przyglądzasz się z zaciekawieniem - czy to ta sama czy jej łagodniejsza, siostra? I myślisz z lekkim niepokojem kiedy ona się pojawiła i czemu dotąd o niej nie wiedziałeś. A ona snuje się ospale w porannych promieniach słońca, wiruje niebieskawym dymem i zagląda do szuflad. Czyta powoli zapomniane zdania zapisane na wyblakłych kartkach i nasłuchuje przypominając codzienne odgłosy. Nie zaskakuje Cię, nie gniecie kartek i nie łamie ołówków. Czeka cierpliwie na wolną chwilę i cicho szepcze nieporadne rymy. Nie obraża się, nie odchodzi by wrócić znienacka. Jest z Tobą cały czas cichutko. Choć bezsensownie to tak realnie, prawie namacalnie. I już czas ją uśpić. Do następnego powrotu do domu. Czas wyjechać znów.

   Ledwo parę dni minęło. Jakbym wczoraj przyjechał. Obudziła się dziś rano. Niby nic. Lekko zamyślona piła dziś ze mną kawę. Ospale smakowała lekko osłodzoną, poranną kawę zmieszaną z papierosowym dymem. Poszła ze mną przejrzeć szuflady, przetrzeć kurz na biurku. Przeczytała parę zapomnianych zdań zapisanych kiedyś nad ranem złamanym ołówkiem na pogniecionej kartce. Siadła na bujanym fotelu i w zamyśleniu patrzyliśmy na siebie jakiś czas. I chciałem jej powiedzieć, że jest bez sensu. Chciałem ją obrazić, żeby sobie poszła. Położyła lekko palec na ustach i uśmiechnęła się prawie niezauważalnie. Nie mogłem jej tego powiedzieć, bo właśnie to, że jest najbardziej nadawało jej sens. Gdyby jej zabrakło nie było by do czego wracać bo nienazwane by były rzeczy do których się chce wrócić. Niepotrzebne by były zapomniane zdania na wyblakłych kartkach, zapachy, odgłosy, osoby na zdjęciach i miejsca. To ona współtworzy chęć powrotu, więc też ma prawo współbycia.

   Podała mi czystą kartkę i ołówek. To był dobry czas na zapisanie jej imienia: Tęsknota.